Jak stworzyłem indywidualne ubezpieczenie

Za młodu człowiek wydaje się niezniszczalny. Jest silny i pewny siebie niczym „młody bóg”. Więcej rozważań snuje o sobie niż łączy je z losem innych osób. Na co dzień zatracony we własnych sprawach biega i raduje się życiem. Codzienność jednak każdego z nas doświadcza na różne sposoby. Gdy suma różnych doświadczeń uświadamia nam, że jednak daleko nam do mitycznych wysportowanych, prężnych i wszystkomogących bogów i bogiń, a życie swymi niespodziankami codzienności wprowadza w nas pewien lęk i obawę, bliżej nam do szukania wsparcia, tak dla nas samych, jak i dla naszych bliskich.

Narodziny pomysłu

Mam już parę wiosen za sobą. Jak każdemu, mnie również życie dostarczyło kilku nadprogramowych lekcji. Owe lekcje wzmocniła praca w finansach. Niby jak? Po prostu kontaktem z innymi osobami. Do mnie ludzi sprowadza potrzeba pomocy w rozwiązaniu jakiegoś finansowego problemu, zorganizowania odpowiedniego produktu finansowego, czy też oceny możliwości wprowadzenia w życie pewnych zmian. Jednym los sprzyja bardziej, innym mniej. Sprawy rozgrywają się na wielu różnych płaszczyznach (biznesowej, rodzinnej, zdrowotnej i wielu innych). Codzienność mojej pracy wypełniona jest właśnie takimi rozmowami i analizami różnych sytuacji. Chcąc dobrze wykonywać moją pracę, muszę dobrze rozpoznać sytuację finansową klienta. Poznałem tych historii już tysiące. Nie przesadzam. Tysiące.

Wraz z upływającym czasem i zmianą mojej prywatnej sytuacji zaczęło doskwierać mi myślenie o przyszłości i bezpieczeństwie własnej rodziny. Historie, które poznałem zbudowały we mnie bardzo mocne przekonanie, że należy liczyć się z tym, że życie może pisać absurdalne scenariusze. Zastanowiłem się nad kwestią mojego teraz, mojego było, mojego będzie.

W moim przypadku bliscy odegrali fundamentalną rolę w analizie własnej sytuacji i podjęciu decyzji, iż muszę coś zmienić, aby przeskoczyć własne obawy o swoją i ich przyszłość. Trudno najmniejsze pociechy, których dzieciństwo co dzień wzbogacają nowe doświadczenia, obciążać konsekwencjami własnych zaniechań. Wszak co dzień wychodzę, do pracy. A gdyby mnie zabrakło, a gdybym tak nie mógł już do niej wychodzić? A co będzie, gdy będę chciał przestać do niej chodzić?

Na takim gruncie rozpalił się temat własnych ubezpieczeń.

Szukając właściwych ubezpieczeń

… czyli mój pomysł na diagnozę sytuacji

Jak wspomniałem poznałem wiele historii w trakcie swojej pracy z klientami. Zawsze największe „wrażenie” robiło na mnie finansowe zamieszanie, jakie wprowadzała do czyjegoś domu śmierć rodzica (opiekuna) lub jego poważna choroba. Dlaczego akurat rodzica? Może mam nieco skrzywione spojrzenie. Może nieco technicznie-finansowo na to patrzę. To trochę przypomina sytuację na pokładzie samolotu. Gdy rodzic podróżuje z dzieckiem, w przypadku zagrożenia powinien w pierwszej kolejności złapać maskę z tlenem dla siebie, później podać dziecku. Powód jest prosty. Jemu będzie łatwiej ratować dziecko będąc sprawnym, niż dziecku ratować niesprawnego rodzica (gdybyśmy stracili przytomność).

Co  zatem mogłem zrobić zawczasu? Pomyśleć, na czym mi zależy i dobrze się przygotować na kilka trudnych sytuacji. Pamiętaj, bo to ważne. Nie da się przygotować i zabezpieczyć na każdą okoliczność. Nie sposób mieć wszystkiego. Za to wszystko kosztuje. Grubość portfela także decyduje o tym, na co sobie możemy pozwolić. Grunt to mieć jasność czego potrzebujesz. Mnie pomogła prosta analiza. Wystarczyło postawić sobie właściwe pytania i przemyśleć odpowiedzi.

1. Co chcę zabezpieczyć?

Chciałem podejść do tematu jak najbardziej obiektywnie. Wmawianie sobie, że należy się jak najlepiej zabezpieczyć od wielu ryzyk nie wiele daje. Przypomina to trochę „gdybanie”. Gdyby coś się stało to coś tam dostanę. Czym więcej „gdyby” tym rzekomo bezpieczniej. Trudno się z tym nie zgodzić. Nawet jest to logiczne. Problem w tym, że ilość często nie idzie w parze z jakością. A zatem nie zawsze jest to mocno praktyczne. Przekładając to na pole ubezpieczeń, nie zawsze szeroki zakres ubezpieczenia daje oczekiwaną jakość, zwłaszcza tą podświadomie oczekiwaną.
Chciałem tym samym stworzyć plan który da mi jakość/bezpieczeństwo w obszarach, które świadomie uznałem za ryzykowne. Poza własnym zrozumieniem, co chcę zabezpieczyć, przeanalizowałem posiadane polisy pod kątem wskazanych w nich ryzyk. Zastanowiłem się solidnie przed którymi ryzykami chcę się zabezpieczyć. Powstała pewna lista, w której stosując jakąś hierarchię, prym wiodły obszary życia, szeroko rozumianego zdrowia i ewentualnych poważnych zachorowań, a także brak możliwości uzyskiwania dochodu (zarobkowania).

2. Jakie sumy chcę zabezpieczyć?

Odpowiedź na to pytanie jest mocno indywidualna. Dopóki dobrze się nad tym nie zastanowimy, będą to tylko przemyślenia, a nie zdiagnozowana potrzeba. Może nam się wydawać, że 10.000 zł to mniejsze lub większe świadczenie. Gdy ubezpieczyciel podaje nam jakieś sumy, to bezrefleksyjne przytakiwanie i akceptacja nie powodują faktycznego poczucia bezpieczeństwa. Gdy dobrze się nad tym zastanowisz, to może się okazać, że ta kwota w praktyce nie wiele zmieni w sytuacji wystąpienia danego zdarzenia. Owszem, lepiej coś mieć niż nic. Lecz czy to jest takie praktyczne? Czy lepiej mieć cały garaż „rupieci”,  czy kilka porządnych, sprawnych, pełnowartościowych przedmiotów, które w konkretnej sytuacji mają nam pomóc i nie zawieść? Każdemu pisana jest własna odpowiedź. Mój schemat był prosty i oparty na trzech krokach.

krok pierwszy: określić ryzyka, które chcę zabezpieczyć;

krok drugi: określić szkody/potrzeby które będą konieczne do zaspokojenia w razie wystąpienia zdarzenia;

krok trzeci: określić świadczenie, które wg dzisiejszych cen uznaje za wystarczające, aby zaspokoić potrzeby zdiagnozowane przed wystąpieniem zdarzenia.

Mało tego. Świadom jestem tego, że nie jestem świadom wszystkich potrzeb, które mogą wystąpić. Ja po prostu staram się przewidzieć to co może stać się finansowym wyzwaniem i zabezpieczyć to maksymalnie dobrze (i tu znów subiektywne stwierdzenie – maksymalnie dobrze).

3. Bez jakiego świadczenia będzie mi łatwiej przetrwać?

Podkreśliłem już, że nie jesteśmy w stanie zabezpieczyć się przed każdym zdarzeniem. Ktoś powie, że to kwestia ceny. Może i tak. Kto jednak kalkuluje składki dotyczące wszelkich ryzyk? Daremne zajęcie. My, będąc po stronie konsumujących usługę, możemy zastanawiać się nad zakresem ryzyk, które chcemy zabezpieczyć i skonfrontować je z naszymi możliwościami finansowymi. Czym więcej będziemy chcieli zabezpieczać, tym bardziej uszczuplimy nasz portfel. Zamiast myśleć nad sumami ubezpieczeń, przy tym pytaniu skupiłem się na tym, z czego będę w pierwszej kolejności rezygnował, jeżeli składka na koniec moich oczekiwanych do zabezpieczenia ryzyk będzie za wysoka. To wcale nie jest trudne zadanie. Wystarczy zastanowić się nad praktyczną stroną korzyści płynących ze świadczeń, a wówczas odpowiedzi nasuną się same. W czym rzecz? Posłużę się przykładem, który konfrontuje dwa zdarzenia:

  • Wypadek powodujący stan, w którym stajesz się obłożnie chory / chora i wymagasz bezpośredniej, całodobowej opieki osoby trzeciej. Dla przykładu świadczenie w ramach ubezpieczenia wyniesie 200.000 zł.
  • Wypadek powodujący, że przebywasz w szpitalu 2 tygodnie, celem dojścia do zdrowia. Przyjmijmy, że świadczenie w ramach ubezpieczenia wyniesie 2800 zł (14 dni po 200 zł za każdy dzień).

Ja dokonując selekcji posługiwałem się najprostszym pytaniem jakie mogłem sobie zadać: Brak którego świadczenia wywoła mniejsze negatywne skutki dla mnie i mojej rodziny, w przypadku, gdy dane zdarzenie wystąpi? A zatem, czy „stan wegetatywny” (200.000 zł), czy pobyt w szpitalu (2.800 zł) wywoła większe spustoszenie finansowe dla mojej sytuacji życiowej. Może to brutalne i techniczne podejście, ale pozwoliło mi wybrać te ryzyka których zabezpieczenie stało się dla mnie najważniejsze. Z pewnością jestem w stanie egzystować przez kolejne lata bez świadczenia z tytułu urodzenia dziecka, czy też świadczenia „na nagrobek”. Świadczenia z tytułu złamania sobie ręki, nogi czy palca także nie zmienią radykalnie mojego życia. Z kolei kilkuset tysięczne świadczenie dla najbliższych, oszczędzające im poważniejszych problemów finansowych, radykalnie poprawia mój finansowy komfort psychiczny.

4. Jaki koszt faktycznie będę w stanie zaakceptować?

Mając za sobą dobrze przeanalizowane trzy powyższe kwestie pojawia się rzekomo proste zadanie. Określić, na ile mnie stać. Uważam, że najlepiej określić sobie maksymalny poziom składki ubezpieczeniowej. Ubezpieczenie to nie kredyt. Jak przestaniesz je płacić, po prostu skończy się ochrona ubezpieczeniowa (pomijam tu jakieś wątki rozwiązań bardziej skomplikowanych). Powtarzam. Nie na wszystko musi Cię być stać. Jak już masz za coś zapłacić, zapłać za to co jest Ci najbardziej potrzebne.

W tym etapie natknąłem się na problem polegający na dopasowaniu sum ubezpieczeń do wysokości składki. O ile z zakresem ryzyk, które chciałem ubezpieczyć poszło całkiem sprawnie, o tyle sumy o których myślałem przekładały się na składki przekraczające mój planowany budżet. Tym samym koniecznym okazało się ponowne zatoczenie koła przez pierwsze trzy pytania i dokonywanie selekcji czy też cięć. Ponownie podjąłem się wyboru w oparciu o szablon pytania:  Co wywoła większe spustoszenie dla mojej sytuacji życiowej? Mniejsza suma ubezpieczenia ryzyka X, czy mniejsza suma ubezpieczenia ryzyka Y. Udało się znaleźć tzw. złoty środek.

Tak oto, od prostej refleksji nad własną codziennością finansową dotarłem do swojej przemyślanej polisy ubezpieczeniowej. Wszystko co opisałem powyżej, doprowadziło mnie do stworzenia własnej koncepcji ubezpieczeniowej.

Koncepcja 4 ubezpieczeń

Zanim uznałem, że posiadam konkretne ubezpieczenie dla mnie i mojej rodziny, korzystałem z szeregu różnych ubezpieczeń. Pomimo, że miałem już staż w branży finansowej, zapewne jak wiele innych osób, złapałem się na nisko kosztowe ubezpieczenia do konta, ubezpieczenia grupowe, NNW przy okazji OC posiadacza samochodu czy inne nie przeszkadzające mi na co dzień składki. Niby nic złego się nie działo. Wiedziałem, że mam pewne ubezpieczenia. Ze świadczeń specjalnie nie korzystałem, ale zdarzyło mi się dwukrotnie w życiu sfrustrować przy realizacji świadczenia ubezpieczeniowego. Dobitnym przykładem tego, że wiele wymienionych świadczeń na papierze nie idzie w parze z ich jakością stała się sytuacja, gdy ubezpieczyciel (zgłaszając szkodę drogą infolinii) poinformował mnie błędnie o przysługującym mi świadczeniu. Nikt nie oddzwonił do mnie przekazać, że się pomylił. Dopiero moja interwencja po czasie sprowadziła mnie na ziemię, co do „rozpalonych” oczekiwań i poziomu jakości usługi (realizacji świadczenia). Co jak co, ale nie wykonanie świadczenia w postaci informacji o przysługujących ubezpieczonemu opcjach, (wpisane w katalogu przysługujących mi świadczeń – sprawdziłem) przekonało mnie, że będę korzystać tylko z tego co ja chcę, a nie tego za co ktoś chce abym płacił. Zacząłem zatem analizować, jakie to „złudne miliony” mógłbym otrzymać w razie w…

W drodze podjętego wysiłku co do zakresu potrzebnych mi w życiu ubezpieczeń, uwzględniając także aspekty typowo materialne, stworzyłem dla siebie prostą cztero-zakresową listę faktycznie potrzebnych mi ubezpieczeń.

  • ubezpieczenie na życie
  • ubezpieczenie dotyczące stanu zdrowia,
  • ubezpieczenia majątkowe,
  • ubezpieczenie emerytalne.

Gdyby ktoś pytał, dlaczego tylko to, odpowiem zawczasu. Więcej ubezpieczeń nie stwarza u mnie radykalnej poprawy komfortu ubezpieczeniowego, a mniejszy zakres wprowadza takowy niepokój.

Wytłumaczę najprościej jak mogę.

Ubezpieczenie na życie stawiam za konieczne z dwóch podstawowych względów. Po pierwsze potrzebuję zabezpieczyć bliskich przed koniecznością spłaty jakichkolwiek zobowiązań kredytowych. W następstwie zdarzenia śmiertelnego, najlepiej (chociaż to zasobność naszego portfela o tym może zdecydować), aby wszystkie długi mogły zostać pokryte przy pomocy świadczenia ubezpieczeniowego. Jeżeli suma ubezpieczenia pozwoli na pozostawienie wolnych środków dla rodziny, tym lepiej. Owe wolne środki to druga kwestia wskazująca na to, że ubezpieczenie na życie traktuję jako konieczne. W tym wypadku ubezpieczenie pełni rolę na wzór spadku. Gdy masz własny spory majątek, który można prosto spieniężyć po zdarzeniu śmiertelnym, wówczas suma ubezpieczenia może być odpowiednio niższa.

Ubezpieczenie dotyczące stanu zdrowia uznałem za ważne ze względu na fakt, iż jako ludzie jesteśmy istotami społecznymi, a w ramach najbliższej rodziny jesteśmy skłonni pomagać sobie wręcz „ponad swe siły”. Przyjąłem dla siebie, że w przypadku poważnych zachorowań (np. nowotwór złośliwy), chciałbym, aby leczenie mogło zostać sfinansowane ze świadczenia ubezpieczeniowego, a nie z pieniędzy rodzinnych, które mogły np. być odkładane przez wiele lat w jakimś innym, szczytnym celu. Podobnie odniosłem się do zawału serca, który w swych konsekwencjach mógłby spowodować mocne ograniczenia w dalszym zawodowym funkcjonowaniu. Tożsamym byłoby trwanie w stanie niezdolności do samodzielnej egzystencji. W tym wypadku ciężar finansowy który spada na najbliższych, poza początkowym wydatkiem na ewentualne leczenie, mógłby rozciągać się w czasie poprzez sprawowaną opiekę, a także poprzez ograniczenia w pracy zawodowej z tą opieką związane. Chciał, nie chciał, podtrzymuję techniczno-finansowe podejście i unikam przerzucania tego ciężaru na bliskich.

Chciałbym tu zaakcentować jeszcze jeden wymiar ubezpieczenia o charakterze zdrowotnym, a mianowicie prywatną opiekę lekarską. Przy tym rodzaju ubezpieczenia uważam, że problem stanowi jego cena. Są naprawdę kosztowne. Mało tego. Samolubnym byłoby myślenie w tym wypadku tylko i wyłącznie o własnym stanie zdrowia i szybkiej opiece lekarskiej. Z kolei ubezpieczenie wielu osób w rodzinie stanowić może poważny miesięczny wydatek. Ubezpieczenie bez wątpienia jest praktyczne. Dziwnie jednak w tym przypadku brzmi stwierdzenie, że „zdrowie, jak wiadomo, nie ma ceny”.

Ubezpieczenia majątkowe stanowią najprostszy obszar do wyjaśnienia. Nie ma co dyskutować z koniecznością ich posiadania w postaci ubezpieczenia OC dla posiadaczy samochodu, czy ubezpieczenia nieruchomości przy kredycie hipotecznym. To po prostu obowiązek. Z kolei to, jak wielką korzyść osiągamy z posiadania polisy ubezpieczenia autocasco, czy też ruchomości domowych lub odpowiedzialności cywilnej w życiu prywatnym i zawodowym, pozostawiam Twoim indywidualnym przemyśleniom.

Ostatnim segmentem który wyodrębniam dla własnych potrzeb jest ubezpieczenie emerytalne. Długo zastanawiałem się, czy nie powinno to być ubezpieczenie dotyczące przyszłości. Zdefiniowałem je nawet sobie jako takie, które służy budowie finansowego kapitału na dany konkretny cel w przyszłości. Uznałem jednak, że odkładanie środków na „wycieczkę dookoła świata”, czy nawet bardziej wzniośle np. „na poczet edukacji dzieci” nie stanowi dla mnie konieczności. Koniecznością jest natomiast prywatna emerytura. Termin ubezpieczenia jest tu nieco niefortunny. Traktuj go zatem po mojej myśli, jako kapitał potrzebny Ci do zaspokojenia Twoich, co najmniej podstawowych, codziennych potrzeb życiowych w okresie, kiedy nie będziesz chcieć dalej pracować zarobkowo.

Pisząc o ubezpieczeniach

Tekst ten powstał, gdyż chciałem pobudzić Cię do zauważenia problemu dopasowania ubezpieczeń do rzeczywistych potrzeb. Mówiąc o ubezpieczeniach, mam na myśli różne rozwiązania czy też produkty. Nie ma potrzeby szukać jednego produktu spełniającego wszystkie założenia. Ważne aby łącznie produkty realizowały przemyślaną, konkretną potrzebę ubezpieczeniową, a sumy ubezpieczeń były adekwatne do zdiagnozowanych potrzeb.

Naturalnym jest, że produkty towarzystw ubezpieczeniowych nie są konieczne dla wszystkich osób. Masz majątek, masz środki na rachunkach, masz kapitał, masz wówczas swoje prywatne ubezpieczenie. Tak naprawdę pieniądz jest kluczem, bowiem za niego nabywasz właściwie wszystko. Jeżeli potrzebujesz większego zabezpieczenia niż wynosi Twój majątek, wówczas sam oszacujesz według własnej metody, w jaki sposób i do jakiego poziomu powinno wzrosnąć poczucie Twojego bezpieczeństwa. Nie warto jednak przesadzać.

W tym wpisie przedstawiłem mój prywatny pogląd na sprawę ubezpieczeń w życiu codziennym. To czy potrzebujesz ubezpieczeń czy nie, to już inna kwestia. Nikt tego lepiej nie wie od Ciebie. Wszyscy wokół mogą Ci co najwyżej zalecać posiadanie jakiegoś ubezpieczenia. Ryzyko wystąpienia danych zdarzeń i dalsze ich konsekwencje musisz ocenić samodzielnie. Masz zasady, trzymaj się nich. Jeżeli jesteś świadomy potrzeby posiadania konkretnego ubezpieczenia to bardzo dobrze. O to chodzi. Jeżeli z kolei uważasz ubezpieczenia za zbędne, zapewne masz ku temu powody. Ważne by znać ryzyko i konsekwencje jego zaistnienia. Wytrwaj w swoich zasadach dla dobra Twoich codziennych finansów.

Jeżeli masz swoje zdanie w kwestii ubezpieczeń podziel się swoim komentarzem. Ja podzieliłem się własnym zdaniem. Chętnie wysłucham Twojego. Czytelnicy również.

Pozdrawiam w ubezpieczeniowym klimacie

 

Dziękuję, że dotarłeś aż tutaj. Może zostaniesz czytelnikiem na dłużej? Kolejny wpis już niebawem.

Chcesz być zawsze na bieżąco?

Zapisz się do newsletter’a!

Proszę czekać...

Dziękuje za zapis do newslettera!

Jeśli podobał Ci się ten wpis będę wdzięczny za jego udostępnienie. Nie mam co ukrywać, że polubienie strony na Facebooku i każdy komentarz na blogu są dla mnie wielką motywacją do dalszej pracy.

Tagi: